Henryk Wujec i Jan Lityński wspominają Tadeusza Mazowieckiego
Siła spokoju i chwyt buldoga; podejmował decyzje po głębokim namyśle - tak sposób działania byłego premiera określa Henryk Wujec. Zapamiętam go jako przyjaciela i mentora – mówi Jan Lityński.
Siła spokoju i chwyt buldoga - tak sposób działania byłego premiera opisywał Henryk Wujec, który wspominał, że Mazowiecki podejmował decyzje po głębokim namyśle. Jak ocenił, we wrześniu 1989 r. - kiedy został premierem - taka refleksja była konieczna. „Stąpał po kruchym lodzie, nieznanej ziemi, sam musiał decydować, wybierać drogi, a potem konsekwentnie realizować. To było dla niego charakterystyczne. Jego krytycy często mówią, że robił to zbyt powoli. Ale przez to, że robił to z takim namysłem, odnosił sukces” - mówił Doradca Prezydenta RP. (PAP, 28 października 2013 r.)
Henryk i Ludwika Wujcowie wybrali się do niego [do szpitala] w niedzielę. - Żona zrobiła nóżki, upiekła ciasto. Tadeusz chciał zjeść coś domowego. Czuł się jednak tak źle, że zostawiliśmy mu jedzenie i wyszliśmy - opowiada Henryk Wujec, doradca prezydenta ds. społecznych. Towarzyszył premierowi w różnych momentach jego życia. Pamięta na przykład, jak 13 grudnia 1981 roku milicjanci wprowadzili Tadeusza Mazowieckiego na komendę przy Kurkowej w Gdańsku. Był skuty kajdankami. - On, ostoja spokoju, w kajdankach?! Wyglądało to tragikomicznie - wspomina Wujec. Pamięta też, że Tadeusz Mazowiecki nigdy się nie skarżył, nie opowiadał o sobie. („Super Express”, 29 października 2013 r.)
„Super Express”: - Jak zapamięta pan Tadeusza Mazowieckiego?
Jan Lityński: Zapamiętam go jako przyjaciela i mentora. Jako człowieka, który nauczył mnie myślenia, zanim jeszcze go poznałem, bo był redaktorem naczelnym katolickiej „Więzi”. Zanim osobiście poznałem go po wyjściu z więzienia w 1968 roku, moja mama, która zmarła dwa tygodnie temu, poznała go na wakacjach. Z czasem zawiązała się między nami wręcz rodzinna więź. Dziś nadal jestem bardzo blisko z jego synami - Wojtkiem i Michałem. Z Tadeuszem spotykaliśmy się w jego domu, w redakcjach „Więzi”, ale również „Tygodnika Powszechnego”. To tam, podczas długich rozmów, wytworzyło się myślenie, które doprowadziło do KOR-u i opozycji demokratycznej. Tadeusz Mazowiecki był w tym bardzo ważnym elementem. Prowadził wtedy trudną grę, będąc z jednej strony redaktorem koncesjonowanego miesięcznika, a z drugiej spotykając się z opozycją. To on odkrył dla mnie, dla wielu moich przyjaciół i chyba dla całego środowiska KIK-owskiego myślenie pastora Dietricha Bonhoeffera, który z powodu udziału w konspiracji antyhitlerowskiej został w Berlinie stracony w ostatnich dniach wojny. Obu nam jego pisma były bardzo bliskie.
W ostatnich latach razem pracowaliście jako doradcy prezydenta Komorowskiego.
Spotykaliśmy się dwa, trzy razy w tygodniu. Zawsze gdy rozmawialiśmy, zastanawiał się, co robić, jak znaleźć optymalne rozwiązania dla Polski. W każdej sprawie, nad którą się zastanawialiśmy z Henrykiem Wujcem, chcieliśmy usłyszeć jego zdanie, podyskutować z nim.
Zapamięta go jako jednego z najważniejszych ludzi w powojennej historii Polski, jeśli nie jako najważniejszego. Ale będzie go też pamiętać jako człowieka poszukującego. Nawet jeśli robił błędy, których potem żałował, to były błędy człowieka myślącego bardzo szerokimi kategoriami. Kategoriami męża stanu. Był też jednym z nielicznych, którzy potrafili się do tych błędów otwarcie przyznać. A historia będzie też pamiętać ludzi, którzy go krzywdzili i opluwali.
Wywiad z Doradcą Prezydenta RP Janem Lityńskim ukazał się 29 października w „Super Expressie”. Rozmawiał Bartłomiej Nakonieczny.